czwartek, 28 lutego 2013

Honor Pani Prostytutki (NIE, 13/2010)


Jak prokuratorzy robią wyniki i za co awansują. 
 Policjant to ma klawe życie. Dopóki nie wybierze się do pod warszawskich Marek. Dariusz K. jest policjantem z Legionowa. W sierpniu 2008 r. wraz z kolegą ze służby przejeżdżał jego samochodem przez Marki. Gdy pokonywali znany wszystkim okolicznym mieszkańcom "kurwi dołek", natknęli się na nieznaną im kobietę. Strój i zachowanie wskazywały jasno, że pani ta może nigdy "Pana Tadeusza" nie czytała, ale o tym, gdzie Telimenie właziły mrówki, wie na pewno. Według relacji obu panów niewiasta wtargnęła im pod koła, podniosła i tak bardzo kusą spódniczkę, pokazując, co im da i w jaki sposób. Zmuszeni do gwałtownego hamowania i mało zainteresowani wątpliwymi wdziękami pani, mężczyźni powiedzieli, co 0 niej myślą. Szczególnie dobitny w słowach był Dariusz K., który posłał jej parę kurew. Po czym panowie pojechali dalej.
Nie minęło wiele czasu, gdy zauważyli, że pędzi za nimi czerwona honda kierowana przez półnagiego wytatuowanego mięśniaka w krótkich spodenkach. Ów przemiły człowiek trzymał w ręku siekierę... Policjanci zaczęli uciekać, ale w pewnym momencie drogę zajechało im czarne bmw z trzema facetami w środku. Gdy się zatrzymali, mięśniak z siekierą szedł prosto na nich. Był to Mariusz F., prawie dwumetrowy, bez szyi, wytatuowany potwór znany miejscowej policji. W krótkich żołnierskich słowach, powiedział, co o nich myśli, i poinformował, że zaraz ich zabije. Legionowscy policjanci chcieli wezwać pomoc, lecz nie mogli połączyć się z miejscową policją. Pokazali legitymacje, mówiąc, że są z policji. "Chuj mnie to obchodzi" - usłyszeli. Postanowili więc bronić się, jak umieli. Zaczęli obrzucać Mariusza F. kamieniami. Niewiele to jednak dało. W pewnej chwili wytatuowany mięśniak zrezygnował z rozlewu krwi 1 skupił się na samochodzie, którym przyjechali policjanci. Wsiadł do niego, odpalił i spokojnie odjechał. Do jego hondy wsiadł jeden z pasażerów bmw i oba samochody zniknęły.
Niedługo potem pojawił się patrol miejscowej policji. Za złodziejem ruszył pościg. Skuteczny. Mariusza F. schwytano. Odnaleziono też skradzione funkcjonariuszom auto. - Zadzwoniła do mnie jedna z naszych prostytutek, że tych dwóch ukradło jej telefon komórkowy - zeznał w komisariacie Mariusz F. - To za nimi pojechałem. Ów miłośnik siekiery był opiekunem leśnych panienek. Miał pilnować, żeby dawały dupy, dzieliły się odpowiednio kasą i trzymały gębę na kłódkę. W tym wypadku bronił też telefonu komórkowego. Nikt co prawda nie dociekał, z czego panna zadzwoniła, skoro policjanci rzekomo pozbawili ją telefonu, ale to mało istotny szczegół. Mariusz F. trafił pod opiekę wołomińskiego prokuratora. Nie pierwszy raz zresztą. I tu cała historia powinna się skończyć. Ale się nie skończyła. Asesor wołomińskiej prokuratury Radosław Masłosz do awansu potrzebował wyników. W tym niechcący pomógł mu funkcjonariusz Dariusz K., opowiadając o pościgu i spotkaniu z mięśniakiem z siekierą. Nie wspomniał o tym, że natknął się w lesie na prostytutkę, bo nie wiązał wówczas tych faktów. Poza tym, po pierwsze, nawyzywał ją od kurew, co mogło bardzo dotknąć ową skromną niewiastę, a po drugie, nie chciał wkurzać narzeczonej. Prostytutka to prostytutka.
Co robi ambitny prokurator? Oskarża Dariusza K. o składanie fałszywych zeznań i wszczyna przeciwko niemu postępowanie. Policjant zgodnie z procedurą zostaje zawieszony w czynnościach. Nie jest już policjantem, lecz podejrzanym. Prokurator nie sprawdza wersji Mariusza F. Podobno nie może znaleźć dupodajki z lasu. Nie każe nawet mięśniakowi wskazać miejsca jej pracy. Sam Mariusz F. twierdzi, że tej laski już się nie znajdzie, bo wyparowała. Pozostają tylko zeznania bandziora, które okazują się bardziej wiarygodne niż relacja dwóch funkcjonariuszy o nieposzlakowanej opinii. Prokurator zakłada, że Dariusz K. dlatego nie wspomniał o bliskim spotkaniu z prostytutką, bo gwizdnął jej telefon komórkowy. Asesor ma więc dwóch groźnych przestępców i wymarzone wyniki... Niedawno Sąd Rejonowy w Wołominie zakończył sprawę. Uniewinnieniem. Sędzia nie pozostawił suchej nitki na prowadzącym postępowanie prokuratorze. Ten jednak złożył już apelację. Żąda, by sąd zwrócił sprawę do ponownego rozpatrzenia, czyli by funkcjonariusz nadal bujał się z oskarżeniem prostytutki, której nigdy nie znaleziono, nie przesłuchano, a nawet nie próbowano jej szukać. Pod wnioskiem apelacyjnym nie podpisał się już asesor Radosław Masłosz, ale prokurator Masłosz.

1 komentarz: