wtorek, 26 lutego 2013

Lothansa (NIE, 46/2004)

„NIE” rozmawia z Markiem Grabarkiem, prezesem PLL LOT. 
 
– PLL LOT wprowadza program oszczędnościowy. Czy w firmie jest tak źle?
– Wejście w struktury unijne wymusza na nas, by być firmą konkurencyjną na rynku europejskim. Nasze koszty operacyjne są co najmniej o 20 proc. wyższe niż u podobnych przewoźników.
– Zatrudniono w tym celu firmę doradczą. Dotychczas wypłacono jej prawie 8 mln zł. W budżecie przeznaczono na to 12 mln zł. To raczej wątpliwa polityka oszczędnościowa.
– Lotnictwo to biznes niezwykle skomplikowany. Dobrze jest, jeśli doradza ktoś z zewnątrz, bo więcej widzi. I tak było w przypadku LOT. Te pieniądze się zwrócą. Ważne są przecież ostateczne efekty – trwałe zmniejszenie rocznych kosztów o 500 mln zł.
– LOT zamierza zwolnić około 800 pracowników. Dlaczego?
– Musimy być firmą efektywną. To konieczne posunięcia oszczędnościowe. Nie wpłyną one na bezpieczeństwo lotów ani na jakość usług.
– Czemu więc stewardesy mają od lat niewykorzystane urlopy wypoczynkowe, ściąga się je do pracy w czasie wolnych dni, skoro jest ich za dużo?
– Być może coś szwankuje w koordynowaniu. Nie pierwszy raz będziemy musieli to poprawić.
– Po ostatniej akcji strajkowej słyszy się o represjach wobec protestujących. Pracownicy muszą pisać raporty o tym, kto rozdawał ulotki, kierownicy przesłuchują pracowników. Mobbing?
– Żadną miarą nie można oceniać tej akcji jako strajk. Działanie protestujących nie jest takie, jakie byśmy akceptowali i jakich byśmy oczekiwali od oddanych pracowników. Rozdawanie ulotek pasażerom i straszenie ich spadkiem stanu bezpieczeństwa jest nieobyczajne. Nie można mieszać pasażerów do wewnętrznych spraw firmy.
– LOT nawiązał współpracę z Lufthansą. Likwidujemy polskie biura sprzedaży, usługi i zlecenia oddajemy Lufthansie. Znak firmowy LOT znika z portów europejskich.
– Cieszyłbym się, gdyby LOT był firmą globalną i nasz znak firmowy był rozpoznawalny wszędzie. Jest tylko jedno „ale”. Na to po prostu potrzeba pieniędzy. Co do biur sprzedaży, to liczba sprzedawanych biletów w zlikwidowanych biurach była niewielka, wpływy tak samo, zaś koszty utrzy-mania biur duże. Jeśli pewne rozwiązania szczegółowe są mniej dla nas korzystne, może to wynikać z nieumiejętności negocjacyjnych poszczególnych służb.
– Może my nie musimy wcale mieć narodowego przewoźnika? Nie utrzymujmy atrapy dla prestiżu.
– To poważny problem. Myślę jednak, że 38 milionów potencjalnych pasażerów zasługuje na swojego przewoźnika, a LOT jest w stanie to udźwignąć. Tyle że LOT musi udowodnić, że wart jest funkcjonowania na rynku. Myślę jednak, że to nie jest pytanie do mnie. Dla kraju i władz posiadanie własnego przewoźnika to swoisty atrybut państwowości, jak policja, wojsko czy własna waluta. Myślę, że to przekonanie się jednak zmienia.
– LOT powołał do życia spółkę-córkę – Nowego Przewoźnika. Flotę i załogę pilotów „dostanie” od LOT. Będzie trzeba pakować w nią pieniądze, jeśli nie cały czas, to przynajmniej na początku.
– Spółka nic od nas nie dostanie za darmo. Za wszystko zapłaci zgodnie ze stawkami rynkowymi. W pierwszej fazie pracy będzie korzystać z samolotów, które kiedyś latały u nas. Mam też nadzieję, że piloci skorzystają z jej propozycji. LOT nie ma też zamiaru udzielać wsparcia, o jakim pani mówi.
– Co będzie, jeśli nowa firma padnie?
– Nie przyjmuję takiego scenariusza. Rynek przewozów niskokosztowych rozwija się najszybciej. LOT musi mieć swój udział w tym wzroście.
– Czy większość infrastruktury LOT jest zastawiona?
– To, czym dysponujemy, jest finansowane w różny sposób. Na przykład na budynek, w którym rozmawiamy, wzięto kredyt. Flota, z której korzystamy, to są miliardy złotych. Ale to również nie jest majątek LOT.
– Zarząd chce podpisać umowę na zakup nowej floty jeszcze w tym roku. Realizacja zamówienia miałaby być w 2008 r. Czemu taki pośpiech?
– Musimy odpowiedzieć na pytanie, czym chcemy latać nad Atlantykiem – samolotami lepszymi czy „dojrzałymi”. Brak decyzji w tej sprawie do końca roku może spowodować, że LOT nie wymieni samolotów wcześniej niż przed rokiem 2011. Takie są prawa rynku. Mogę panią zapewnić, że oferty obu producentów rozważamy bardzo starannie.
– Ale czy firmę stać na taką kosztowną inwestycję?
– Tego nie można teraz jeszcze powiedzieć.
– Oferentów jest dwóch – Airbus i Boeing. Dlaczego tylko Pan wie, jakie są oferty cenowe? Jak zarząd ma dokonać właściwego wyboru?
– Na tym etapie ktoś musiał wziąć odpowiedzialność. Jestem przekonany, że poprawia to komfort pracy zespołu ekspertów.
– Władza absolutna?
– Pani raczy żartować. Poza tym, gdyby to był taki lekki kawałek chleba, pewnie nie zostałbym tu prezesem.
– Może pomogło to, że w trakcie trwania konkursu na stanowisko prezesa do ówczesnego przewodniczącego Rady Nadzorczej PLL LOT przyszedł faksem list od ministra skar-
bu państwa Piotra Czyżewskiego mówiący o tym, że minister popiera Pańską kandydaturę.

– Nic o tym nie wiem.
– Dziś ten sam Czyżewski jest przewodniczącym Rady Nadzorczej PLL LOT?
– Tak.
– Czy to nie wymiana przysług?
– To pytanie jest dla mnie obraźliwe. I chyba nie tylko dla mnie.
– Jak się układają Pana stosunki z pracownikami?
– Wydaje mi się, że na tyle poznałem branżę i emocje pracowników, że rozumiemy się dobrze.
– Wszystkie działające w LOT związki wystąpiły z wnioskiem o odwołanie Pana ze stanowiska prezesa.
– To może oznaczać, że ze strony związków nie ma zrozumienia i zgody na program oszczędnościowy. I to mnie martwi najbardziej. Bez oszczędności nie przetrwamy, inne scenariusze to po prostu miraże.
– Czy to prawda, że dostał Pan w gębę od jednego z pilotów?
– Nic takiego nie miało miejsca.
– Niedługo po pierwszej publikacji w „NIE” na temat LOT umówił się Pan z Jerzym Urbanem.
– Umówiłem się na spotkanie, bo zabiegam o dobre imię LOT i będę to czynił wszędzie, gdzie tylko możliwe. Byłem zmartwiony, że przedstawiła pani wyrywkowe racje. Zrobiłem to w trosce o LOT.
– Mówił Pan w firmie, że Urban za ten artykuł obiecał wywalić mnie z roboty. Obiecał także, że więcej krytycznych tekstów o LOT na łamach „NIE” nie będzie. Urban mówi, że to kłamstwa.
– O pani w ogóle nie rozmawialiśmy. Natomiast w tym, iż miałem chwalić się, że wywalę panią z roboty, jest tyle prawdy, jak w tym, że dostałem po gębie.
Dziękuję za rozmowę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz