środa, 27 lutego 2013

W imię żony (NIE, 26/2009)

Prokurator apelacyjny osobiście zaangażował się w pracowniczy spór w domu kultury. Pani prokuratorowa pragnęła pozbyć się przełożonej. Trudno o wyrazistszy przykład miłości małżeńskiej.
 
Marek Wełna
Bochnia to niewielkie miasteczko pod Krakowem. Rządzi nią burmistrz z Prawa i Sprawiedliwości. W tamtejszym Miejskim Domu Kultury doszło do konfliktu. Młodzi i wykształceni chcący coś zrobić dla kultury pożarli się z zasiedziałą od dawna ekipą. Na czele młodych stała dyrektorka i jej zastępczyni. Popierała je zdecydowana większość spośród bllisko 30 pracowników. Dyrektorki zaczęły wymagać od pracowników punktualnego przychodzenia do pracy, zakazały palenia i picia alkoholu w placówce, a nawet wymagały w pracy efektów. Wkrótce MDK zaczął funkcjonować jak szwajcarski zegarek, w mieście pojawiły się niewidziane dotąd osobistości ze świata kultury i sztuki. Wystawy, spektakle i koncerty odbywały się ciurkiem.
Na czele starej ekipy stanęła specjalistka od kina, ze średnim wykształceniem i awersją do zmian. Jako najbardziej agresywna, po scysji z zastępczynią, została zwolniona przez dyrektorkę domu kultury. Wówczas do akcji wkroczył burmistrz i zwolnił dyrektorkę. Byłaby to zwykła prowincjonalna historyjka, gdyby nie czynny w niej udział prokuratora Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie.
 

Kultura w Domu jej imienia
Dorota Halberda wygrała konkurs na dyrektora Miejskiego Domu Kultury. Ale nie ma układów. Beata Materna-Wełna nie jest wykształcona, dlatego dyrektorem nie została. Ale ma męża, znanego prokuratora. Po jej zwolnieniu dyrektorka wyleciała więc ze stanowiska.
W MDK w Bochni pracownicy od lat mają ciepłe posadki. To się trochę zmieniło, gdy dyrektorem placówki została Halberda. Zrozumiałe, że nie wszystkim się to podobało. Głośno swoje niezadowolenie wyrażała głównie Materna-Wełna. Pewnego dnia zastępcę dyrektorki Luizę Sawicką-Hofstede w gorączce dyskusji dość brutalnie popchnęła. Ta napisała z tego zdarzenia notatkę służbową. To dopiero rozsierdziło kinową specjalistkę. Krzyczała, wyzywała i obrażała wicedyrektorkę.
– Czy swoim malutkim móżdżkiem nie możesz ogarnąć, że zaszkodziłaś mnie i mojemu mężowi, który wiesz, kim jest, i musi być czysty jak łza! – krzyczała Materna-Wełna. – Możesz sobie pisać nawet naganę służbową, to dopiero zobaczysz jak skończysz!
Gdy wicedyrektorka poprosiła, żeby przestała ją obrażać, odpowiedziała:
– Nigdy nie przestanę cię obrażać, bo obrażanie cię sprawia mi psychiczną i fizyczną satysfakcję.
Działo się to przy świadkach, w godzinach pracy.
Dyrektorka domu kultury Dorota Halberda zwolniła dyscyplinarnie Maternę-Wełnę. Myślała, że wreszcie będzie spokój. Myliła się.
Przedłużający się w MDK antagonizm pomiędzy jego pracownikami, w którym jedną ze stron jest pani dyrektor Halberda, na który nakłada się coraz większy niedowład organizacyjny jednostki, wyczerpanie się możliwości rozwiązania zaistniałego konfliktu powoduje, że wymogiem chwili są kroki, które zapobiegną kompletnemu paraliżowi pracy MDK. – To pismo wiceburmistrza Bogdana Szumańskiego poprzedzało odwołanie Halberdy z funkcji dyrektora.
 

Mąż dyskutuje o kulturze
Halberda już parę dni wcześniej usłyszała od sekretarza miasta Ireneusza Sobasa, żeby poszukała sobie innej pracy. Dyrektorka opisała to w specjalnym oświadczeniu: (...) mówił o pracownicy, która musi, bez względu na wszystko, zostać na swoim stanowisku, bowiem „władza” ma za duże kontakty z jej mężem.
– To była prywatna rozmowa ze znajomą, którą próbowałem przekonać, że życie nie kończy się na domu kultury – zapewnia sekretarz Sobas. O wizytach męża zwolnionej dyscyplinarnie pracownicy MDK mówi, że owszem były, że rozmawiano o kulturze, o mieście...
Prokurator Wełna był kilkakrotnie w urzędzie miejskim, przyznaje burmistrz miasta Bogdan Kosturkiewicz, rozmawiał o sytuacji w domu kultury, ale nie naciskał. W żadnym wypadku... Niemniej po tych kurtuazyjnych wizytach męża Materny-Wełny burmistrz dyrektorkę odwołał.
– Szukała konfliktów, a nie możliwości dalszej pracy na danym stanowisku – stwierdził po tym, gdy dyrektorka stanowczo oświadczyła, że nie zmieni swojej decyzji o zwolnieniu specjalistki do spraw kina.
Beata Materna-Wełna dawniej była kierownikiem kina w domu kultury, ale ponieważ nie ma wyższego wykształcenia, trzeba było zmienić tę funkcję na specjalistę do spraw kina. Aż do chwili konfliktu jej mąż w zasadzie nie bywał u niej w pracy. Gdy Luiza Sawicka-Hofstede napisała notatkę służbową o tym, że naruszyła jej nietykalność cielesną, w MDK pojawił się parokrotnie mąż Materny-Wełny. Organizował spotkania z niektórymi pracownikami.
– Mąż ma prawo odwiedzić żonę. Takie prawo rodziny... – uważają obaj burmistrzowie.
Gdy jego żona została zwolniona, przestał bywać w MDK, ale zaczął pojawiać się częściej u burmistrza, długo z nim rozmawiając. Jak mówią burmistrz Kosturkiewicz i jego zastępca Szumański, rozmawiali o sytuacji w domu kultury, o mieście, o życiu... Tyle że Marek Wełna to nie psycholog ani nie kulturoznawca, ani nawet nie żaden działacz społeczny z Bochni czy szanowany sponsor. Marek Wełna to zastępca prokuratora apelacyjnego w Krakowie.
 

Prokuratura wkracza do magla
Dorota Halberda nie tylko została zwolniona. Przeciwko niej toczy się postępowanie w prokuraturze w Dąbrowie Tarnowskiej. Z doniesieniem wystąpiła grupa pracowników, którzy napisali, że nie chciała dać im urlopu, fałszowała listy obecności i „rozgłaszała nieprawdę”. Na czele tej grupy stoi Beata Materna-Wełna. O tym, że do skierowania takiego doniesienia namówił ją mąż, mówiła ponoć pracownikom MDK. To, czym powinna zajmować się najwyżej inspekcja pracy, rozpatruje prokuratura. Prokuratura, dodajmy, podległa Markowi Wełnie.
Polecamy szczególnej uwadze przełożonych pana prokuratora Wełny jego oświadczenie w sprawie wizyt w MDK i u burmistrza. Wyłącznym celem moich wizyt, w czasie wolnym od pracy – najpierw w UM w Bochni, później w MDK – było uzyskanie dostępu do notatki sporządzonej przez Panią Luizę Sawicką-Hofstede, która [notatka] w formie przetworzonej ustnie krążyła po korytarzach magistratu, a zawierała fałszywy przekaz, iż pomiędzy moją żoną a Panią Luizą Sawicką-Hofstede miało dojść do zdarzenia noszącego cechy przestępstwa. Chcąc udostępnić taką notatkę do dyspozycji prowadzącej postępowanie prokuratury, udałem się do MDK, gdzie moja żona po pewnych perypetiach z Panią Hofstede uzyskała kopie nie jednej, lecz kilku wytworzonych przez nią nielegalnie przechowywanych i przetwarzanych, jednocześnie stwierdzających nieprawdę notatek. Jeszcze tego samego dnia wszystkie notatki zostały przez żonę udostępnione drogą faksową Prokuraturze Rejonowej w Dąbrowie Tarnowskiej – napisał w oświadczeniu dla prasy Marek Wełna.
Prokurator wysokiego szczebla udał się do MDK i UM w Bochni w celu przejęcia wewnętrznego dokumentu. Czyli prowadził czynności służbowe, służące przekazaniu notatek jego żonie, aby mogła się nimi posłużyć w prokuraturze, która podlega jej mężowi.
Żeby pogrążyć dyrektorkę silniej, burmistrz Kosturkiewicz zwołał konferencję prasową. Bladą i wyczerpaną Halberdę usadził obok siebie i ciskał w nią gromy. Zapewniał, że osoba Marka Wełny nie ma nic wspólnego z odwołaniem dyrektorki. Po prostu Halberda przestała sobie radzić... Gdy ludzie pytali o powody konfliktu w MDK, powiedział zaś, że to działanie polityczne wymierzone przeciwko... Markowi Wełnie.
Poprzedni dyrektor MDK w Bochni też został odwołany w atmosferze skandalu. Ta sama grupa pracowników, która oskarża Halberdę, napisała na niego donos, że chla w pracy. Nieoficjalnie mówi się, że podpadł, bo nie chciał zorganizować darmowego rozklejania plakatów wyborczych PiS. Burmistrz Kosturkiewicz to zaś przewodniczący PiS w Bochni. Znany ze zwalczania zdjęć panienek w bikini w prasie lokalnej.
 

Lud komentuje
Człowieku, ratuj honor i odejdź – napisał do burmistrza Kosturkiewicza internauta Maciek na portalu Mojabochnia.pl. Swoisty folwark zwierzęcy – napisał ktoś inny. Ciekawe, jak burmistrz wróci na stanowisko Beatę Wełnę? – zastanawia się inny. No to teraz nowy dyrektor będzie chodził w WEŁNIANYCH KAPCIACH – podsumował Jasio. Jeśli były naciski ze strony Prokuratora (z wypowiedzi wynika, że były), to nie tylko jego żona straci pracę, ale P. Prokurator też – napisała Porażka.
Wypowiedzi są setki. Burmistrz Kosturkiewicz podczas konferencji prasowej zażądał od moderatorów portalu podania mu adresów IP (czyli numerów umożliwiających ustalenie danych osobowych anonimowych autorów wpisów) tych, którzy się źle o nim wypowiadali na forum.
W Bochni wrze, konflikt ten jest największą aferą ostatnich lat. Jednak prowincjonalny, zdawałoby się, spór ma szerszy wymiar. Uzbrojony w prokuratorski immunitet państwowy urzędnik nie tylko pozwala żonie używać go w formie straszaka. On sam czynnie angażuje się w spór po stronie małżonki, przeprowadzając jakieś całkowicie nieformalne czynności i wywierając nacisk na samorządowe władze miasta. To sposób postępowania wystawiający na śmieszność krakowską Prokuraturę Apelacyjną. Tę, o której bezskutecznie piszemy już od lat. Bezkarność, jak widać, rozzuchwala.


Andrzej Rozenek, Anna Skibniewska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz