piątek, 15 marca 2013

Komu bije dzwon (NIE 17/2012)

Sparaliżowany człowiek już siódmy rok przebywa w areszcie tymczasowym. 
 
Dariuszowi Pepłowskiemu założono kartę samobójcy. Funkcjonariusze kontrolują, czy nic sobie nie zrobił. Bo Pepłowski nie chce już żyć. Stracił władzę w kończynach, zamknęli mu żonę, odebrali synom opiekę, stracił majątek i dobre imię, okrzyknięty został gangsterem z mafii. Przebywa w areszcie tymczasowym. Już siódmy rok.
Czy Pepłowski siedzi przez "dzwony",czy przez chore ambicje prokuratora - dziś trudno powiedzieć. Na pewno to, co zafundował mu łódzki wymiar sprawiedliwości, nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwością. Nie ma też nic wspólnego z przepisami prawa.

Mafiozo od stłuczek
Pepłowskiego okrzyknięto członkiem mafii. Pomawiają go dwaj dawni wspólnicy. Winni mu niezłą kasę. Co mówią? W zasadzie nic ciekawego. O tym, że organizował kolizje drogowe, żeby wyłudzić z PZU odszkodowania. Kilka tysięcy złotych. I o tym, że kiedyś ich pobił. Obu naraz. Nikt tego jednak nie widział, nie ma żadnej obdukcji, nie bardzo pamiętają, kiedy zostali pobici. I niekoniecznie wiedzą, dlaczego. Zaraz po złożeniu obciążających go zeznań wyszli na wolność. Prokurator przestał widzieć ich winy.
Poza ich zeznaniami przeciwko Pepłowkiemu nie ma innych dowodów. Ale dla prokuratora są one wystarczające. I nie widzi, że ci wiarygodni świadkowie są winni ludziom prawie 600 tys. zł. I ani myślą oddać.
Tak Pepłowski został członkiem mafii wyłudzającej odszkodowania od ubezpieczycieli. I trafił do aresztu. A wraz z nim jeszcze 15 osób. Także jego żona i stary ojciec. Człowiek, który miał najprawdziwsze dwie kolizję, w których stracił zdrowie. Staruszek, któremu skuto nogi i ręce, prowadząc na rozprawę. Którego zamknięto na wniosek prokuratora w celi dla niebezpiecznych. Podobnie zatrzymano Pepłowskiemu żonę. Według wiadomych świadków wyłudziła kasę za stłuczkę. Dziś nie sposób udowodnić, że to nie był ustawiony "dzwon". Brat Pepłowskiego twierdzi, że bratowa nie ma pojęcia o żadnych ustawionych stłuczkach. Załamała się. Tylko płacze i jest gotowa przyznać się choćby do zamachu na papieża, byleby mieć święty spokój. Siedzi.
Prokuratura zrobiła z nich zorganizowaną grupę przestępczą w liczbie co najmniej 55 osób. Na tę listę mógł trafić każdy mieszkaniec Zgierza i Łodzi, kto miał pecha mieć stłuczkę w latach 1999-2002.
Zgierz oszalał. Miasto miało własną mafię. Oszalały też prokuratura i lokalne media. Sukces nad sukcesy. Zgierska mafia wyłudzająca odszkodowania - rozbita. Prokurator Anna Hejna spektakularnie awansowała. Jest jednak w tym sukcesie pewien szkopuł - Pepłowski to kaleka.

Niebezpieczny paralityk
Gdy przed 7 laty go zatrzymywano, już jeździł na wózku. Dziś tylko leży. Ma poważną chorobę kręgosłupa. I choć każdy lekarz twierdzi, że jego stan jest dramatyczny, Pepłowski siedzi w areszcie tymczasowym już 6 lat i 8 miesięcy. Jest kilka opinii biegłych, które mówią jasno, że nie powinien przebywać w celi.
Mężczyzna wymaga operacji. Ma przepuklinę w kręgosłupie, którą należy usunąć. Ale prokurator nie widzi możliwości zwolnienia go. Taki groźny. Żeby było weselej, Pepłowski długie lata siedział... w celi dla niebezpiecznych. Na przesłuchania wożono go skutego. Rodzina podczas widzeń kontaktowała się z nim przez szybę. Ze względów bezpieczeństwa.
 Osadzony robi pod siebie. Jest sparaliżowany. Jest całkowicie zależny od współwięźniów, którzy noszą go do toalety i do łaźni. Już 2 razy spadł im ze schodów.
Wzywano pogotowie. Gdy parę razy prosił o konsultację lekarza, kazano mu przyjść do ambulatorium. Długo nie miał dostępu do wózka inwalidzkiego. Dopiero po drugim upadku dostał wózek. Ale tylko na widzenia. W celi musi radzić sobie sam.

Żeby nie utrudniał
Pepłowski miał chwilową przerwę w pobycie w areszcie. Po 5 latach ktoś zauważył, że mogą być z tego kłopoty i go zwolnił. Ale zaraz zamknął znowu. Powód szybko się znalazł. Gdy Pepłowski leżał w szpitalu, nie zgłosił się na wezwanie sądu. Chociaż syn dostarczył zaświadczenie, że ojciec jest hospitalizowany. Prokuratorka natychmiast narobiła krzyku, że gość specjalnie utrudnia postępowanie i cały ten szpital to zwykła ściema. I trzeba go zamknąć. Sędzia wydał więc postanowienie o aresztowaniu, po czym wysłał po niego funkcjonariuszy ... do szpitala. Pepłowskiego, mimo protestów lekarzy, zabierano prosto ze szpitalnego łóżka.
Obecnie toczy się postępowanie przed sądem. Pomimo zakazu lekarzy, Pepłowski bierze udział w przesłuchaniach i w rozprawie. Wożą go nieprzytomnego i co godzinę podają środki przeciwbólowe dożylnie. Bywało, że wieźli go do sądu, on tam tracił przytomność i zaraz przywozili go znowu do celi. Teraz czasami sędzia przyjeżdża do łódzkiego aresztu i wbrew prawu prowadzi przesłuchania w więziennej świetlicy. Bo Pepłowski nie jest w stanie przetrzymać transportu. Nie może też siedzieć.

Karta samobójcy
Trzymał się długo. Choć całkowicie zawalił mu się świat. W domu zostali nieletni synowie. Po aresztowaniu także matki i dziadka opiekę nad nimi przejął brat Pepłowskiego. Ale wszystko stanęło na głowie. Stracił też to, co miał. Na poczet przyszłych długów. Tych kilku tysięcy. Utracił także dobre imię, bo lokalne media zrobiły z niego gangstera na miarę Ala Capone. I przede wszystkim wie, że niedługo będzie rośliną. Paraliż postępuje szybko, a pobyt w warunkach więziennych tylko przyspiesza proces chorobowy. Wie, że konieczna jest operacja. Ale wie, że nikt nie da mu teraz szansy na normalne życie. Parę dni temu założono mu kartę samobójcy. Nie bez powodu.

Joanna Skibniewska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz