czwartek, 14 marca 2013

Zemsta pana arcybiskupa (NIE 6/2012)

Ucho prokuratora w służbie Kościoła.
 
 Michalik
Prokurator Generalny Andrzej Seremet bardzo się przejął prośbą prokuratora Mikołaja Przybyła o wydanie billingów rozmów dwóch dziennikarzy często łączących się z osobą podejrzaną o kontakty z obcym wywiadem.
Ależ był wstrząśnięty zachowaniem ciekawego prokuratora! Billingi? Tak bez zgody sądu?
 Skutkiem tego oburzenia był spektakularny postrzał w prokuratorski policzek i próba zlikwidowania prokuratury wojskowej. Tymczasem Andrzej Seremet tylko w tej sytuacji tak bardzo przejął się procedurami i tym, że do takich działań prokuratora potrzebna jest zgoda sądu.
Jeśli przez prokuraturę nielegalnie podsłuchiwany jest szary obywatel, to już Seremetowi nie przeszkadza.


Wejście smoków
Pisaliśmy o tym ("Mściwy książę Kościoła", NIE nr 31/2009).
 http://skibniewska.blogspot.com/2013/02/msciwy-ksiaze-koscioa-nie-312009.html
31 marca 2009 r. o 6.10 rozlega się natarczywe pukanie do drzwi. W chwilę potem domieszkania Jana Słupka ze Szklar wpycha się sześciu funkcjonariuszy, w tym trzech w kominiarkach i z bronią maszynową. Starszego mężczyznę siłą wpychają do mieszkania i celują w niego z karabinów.
- Dawaj broń i materiały wybuchowe! - wydzierają się jeden przez drugiego. Przerażona żona właściciela próbuje pytać, co się dzieje, ale każą jej się zamknąć i celują prosto w jej klatkę piersiową. Nic nie rozumie też owczarek niemiecki. Głośno szczeka. Funkcjonariusz kieruje broń w jego stronę.
- Ucisz tego psa, bo ja to zaraz zrobię - rzuca do gospodarza. W tym samym czasie inni funkcjonariusze wchodzą do mieszkania Pawła S. w Ustrzykach Dolnych. To syn Jana. Tam świadkami policyjnych wrzasków i pokazówki z bronią maszynową są malutkie dzieci. Gliniarze szukają broni z I wojny światowej, którą kolekcjonersko zbierał Paweł S.
W Bieszczadach wciąż tego pełno. Ani w jednym, ani w drugim mieszkaniu funkcjonariusze nic nie znajdują. Jedynie dobrowolnie oddaną broń, na którą obaj panowie mają pozwolenie (obaj policjanci, jeden w służbie, drugi emerytowany). Przeszukujący co kilkadziesiąt minut dzwonią do prokuratora.
- Na razie nic. Czysto - mówią. Zatrzymują Pawła S. Janowi zabezpieczają telefon i komputer. Paweł S. trafia do aresztu w Krośnie. Prokurator Aurelia Skiba zarzuca mu kierowanie grupą przestępczą o charakterze zbrojnym. Miał posiadać i handlować bronią - niesprawnym złomem z XIX wieku. Najmłodsza miała być z 1860 r. Miał tym stwarzać zagrożenie dla życia.

Mandat dla fioleta
Wszystko zaczęło się pół roku wcześniej, gdy Paweł S., funkcjonariusz drogówki, zatrzymał do kontroli samochód, którym jechał arcybiskup Józef Michalik. I ukarał go mandatem. Klecha wysiadł z wozu i mówił, że chłopak chyba nie wie, kim on jest i co może. Ale policjant, przyzwyczajony do takich tekstów, kazał mu jedynie wrócić do auta. Wtedy usłyszał, że on wyląduje w więzieniu, a jego bachory zdechną z głodu. Mandat jednak policjant wystawił. Przewodniczący episkopatu zareagował bardzo szybko. Napisał list do komendanta głównego policji: skarżył się, że został potraktowany skandalicznie, a policjant odzywał się do niego niegodnie. Czyli mówił proszę pana. Przełożeni policjanta zareagowali równie szybko. Już po dwóch godzinach wezwano Pawła S. na dywanik i kazano mu anulować mandat. Ten jednak nie rozumiał dlaczego. I nie widział powodu. Wezwano też ojca chłopaka, emerytowanego policjanta, żeby powiedział, jakiego wyznania jest syn, i żeby przemówił mu do rozsądku. Powiedziano ojcu, że przeniosą chłopaka na krawężnik, żeby uciszyć tych na górze. Arcybiskup wciąż szalał. Skutek - zatrzymanie Pawła S., zawieszenie go w czynnościach służbowych, przeszukania.
Groźba Michalika się spełniła. Policjant siedział, a jego dzieci nie miały z czego żyć.
A ponieważ prokuratura bardzo chciała go udupić, ale nie miała wystarczających dowodów, znalazła sobie świadka incognito. On wiedział wszystko o przestępczej działalności zatrzymanego. Poza tym prokuratura w Krośnie intensywnie zbierała dowody wtedy, gdy funkcjonariusz gnił w więzieniu. Nielegalnie.

Podsłuchujki
Wezwana na przesłuchanie do prokuratury żona Pawła S. nie wierzyła własnym uszom. Prokurator Aurelia Skiba zadawała pytania oparte na treści jej rozmów telefonicznych z teściami. Pytała o rodzinę ze Śląska, która często dzwoni do ojca zatrzymanego policjanta. Rzucała cytatami. Podobnie przesłuchiwano samego Jana S. Wyraźnie na podstawie podsłuchów prowadzonych od mniej więcej września 2008 r. Założonych zaraz po incydencie z arcybiskupem.
Aurelia Skiba
Nie ma najmniejszych wątpliwości, że Jan S. był podsłuchiwany. Tymczasem na żadne podsłuchy nigdy nie było zgody sądu?
Jan S. zaczął pisać wszędzie, m.in.do przełożonych Aurelii Skiby. Prokurator Okręgowy Piotr Kraus stwierdził, że nie może odpowiedzieć, na jakiej podstawie podsłuchiwano S., bo informacje dotyczące czynności operacyjnych są informacjami niejawnymi. Dodał także, że Jan S. nie jest stroną w sprawie, więc i tak prokuratura nic mu nie wyjaśni. Ale podsłuchiwać go mogła? Dokładnie tak samo odpowiadali mu wszyscy inni. Także Prokurator Generalny Andrzej Seremet. Sam Seremet nie widzi nic złego w podsłuchiwaniu Jana S. Osoby niepodejrzanej, nieoskarżonej, bez jakichkolwiek zarzutów. Stwierdził, że widocznie podsłuchy były niezbędne w pracy operacyjnej. Jan S. to nie jedyny szary obywatel, który informował nas, że był podsłuchiwany przez prokuraturę bez zgody sądu. Jego skargi do prokuratora generalnego też nie przynoszą żadnego skutku. Czyżby tylko oburzenie na podsłuchiwanie dziennikarzy miało przynieść konkretne efekty? Na przykład likwidację prokuratury wojskowej i odwołanie jej szefa prokuratora Parulskiego? Bo, jak widać, prokuratorowi generalnemu generalnie nie przeszkadza podsłuchiwanie obywateli.

Joanna Skibniewska

Proces Pawła S.
Pawłowi S. prokuratura w Krośnie postawiła 13 zarzutów. 10 padło w sądzie od razu na pierwszej rozprawie. Reszta wykruszała się stopniowo. Jednak ponieważ Paweł S. bezzasadnie siedział długo w areszcie, trzeba było mu coś znaleźć. Ukarano go zatem np. za nieudolne usiłowanie sprzedaży karabinu Mauser, którego... nigdy nie było w sprawie. Ale mówił o nim świadek incognito. W ramach kary S. ma zapłacić grzywnę, którą wliczono mu w odbyty przez niego areszt. Tak sąd chce uniknąć odszkodowania za niesłuszne aresztowanie. Paweł S. apeluje, ale i to mu utrudniono. Sąd utajnił uzasadnienie. Żeby chronić świadka incognito.

2 komentarze:

  1. To gdzie człowiek ma tej sprawiedliwosci szukac skoro nikt ani nic go nie chroni.

    OdpowiedzUsuń
  2. To chuje i kurwy w tych sądach

    OdpowiedzUsuń