środa, 28 sierpnia 2013

Dzieciomaniacy (NIE Nr 24/2013, 2013-06-07, str. 8)


Katolicki model rodziny: dwa plus nieskończoność.

Godson z rodziną

Poseł John Godson: Apeluję do Polaków, abyśmy się nie bali mieć więcej dzieci. Jeżeli możesz mieć jeden dziecko, też możesz mieć dwójkę. A jeżeli możesz mieć dwójkę, też możesz mieć trójkę.
Konstanty Radziwiłł, prezes Związku Dużych Rodzin „Trzy Plus”: Rodzina wielodzietna to miejsce, w którym ogromna większość ludzi przeżywa najszczęśliwsze chwile swojego życia.
Jarek, ojciec czwórki dzieci z podwarszawskich Ząbek: – Z ulg to niestety żadnej nie mamy. Woda – 130 zł, prąd – 150 zł. Czynsz ok. 6–7 stówek. Rząd to chuj. Ma w dupie rodziny wielodzietne.

Biała bluzka

Według wszystkich partii politycznych dzieci dla społeczeństwa są świetną, szybko zwracającą się inwestycją. Ale zanim się spłacą, na każde trzeba wydać co najmniej tyle, ile na dobre mieszkanie lub dom z ogrodem. Bo bachory to kasa, kasa, kasa… Niekończące się wydatki i problemy. Nieprzespane noce, zszargane nerwy przez choroby, pyskowanie, brak zdolności do matmy i kontakty z przerośniętym ego nauczycieli, którzy wszystko wiedzą lepiej.
– Mąż pracuje po 16 godzin dziennie. Ja muszę zostać w domu. Dzieci są za małe, żebym poszła do pracy, a mama nie ma zdrowia, żeby zająć się czwórką – mówi Agnieszka W., lat 29, z podwarszawskiej Kobyłki.
Agnieszka mówi, że jest szczęśliwa. Dumna z dzieci. Ale po dwóch godzinach rozmowy wszystko wygląda inaczej. I Agnieszka wygląda inaczej. Na początku spotkania ma na sobie ładną białą bluzeczkę. W między czasie jednak musiała ją zmienić, bo 5-miesięczna Kasia ją obrzygała. Karol wlazł na drzewo, zdejmując go z gałęzi, rozdarła więc rękaw tej, którą zmieniła po zarzyganej. Kolej na bluzka była już nie pierwszej czystości, bo Agnieszka nie ma czasu przeprać ubrań. W pralce mieszczą się ubranka dzieciaków i ciuchy męża. On musi wyglądać, bo przecież idzie do pracy, między ludzi. Ona siedzi w domu, nie musi więc zwracać uwagi na wygląd. Zresztą nie wstawi kolejnego prania, bo znowu przyjdzie straszny rachunek za wodę i ścieki. Na ten ostatni musiała wziąć pożyczkę w Providencie. Co prawda mniejszą niż na podręczniki w zeszłym roku, ale i tak już nie wyrabia ze spłatami.
Agnieszka była kiedyś wesołą dziewczyną. Często się śmiała, uwielbiała podróżować, nawet autostopem. Tak poznała męża. Co prawda teraz jej wypomina, że szlajała się po trasach szybkiego ruchu, ale młoda kobieta przywykła już do tego gadania. w końcu ma prawo, to on ją utrzymuje. Inne kobiety mają jeszcze gorzej. Widzi to przecież w programie „Dlaczego ja?” i w codziennych serialach.

Seks przez sen

Kiedyś dużo czytała. Dziś nie ma na to czasu ani siły. Gdy bachory zasną, marzy tylko o poduszce. Kiedyś uwielbiała seks. Dziś zdarza się, że robi to prawie przez sen.
– Zawsze chciałam mieć dużo dzieci. Taka prawdziwa polska rodzina – mówi Ewa, lat 31, z Otwocka.
Jest rasową kobietą. Szeroka w biodrach, obfity biust, włosy związane w kok. Na szyi złoty krzyżyk, który dostała od chrzestnej na komunię. Poza tym może być naprawdę dumna. Ma czterech synów. Przyszłych żołnierzy, lekarzy, może księży. Chowa ich na patriotów.
Byli w Licheniu i w Częstochowie. Oglądali pola Westerplatte. Chłopcy strugają miecze. Ciągle ze sobą walczą. Chcą być bohaterami narodowymi. Na razie skończyło się siedmioma szwami u Łukasza i złamaną ręką Wojtka. Ale to nie problem.
Jest problem z Michałem. Bił się ze starszym bratem i wpadł na drzwi od pokoju. Przeszklone. Szyba prawie ucięła mu rękę. Lekarze przyszyli ją w Krakowie, ale koszty leczenia są niewyobrażalne. Rehabilitacja pociągnęła za sobą już samochód dostawczy męża, telewizor, który dostali w prezencie od teściów, i zbiórkę sąsiadów.
To pewnie Michał zostanie księdzem, bo tyle wycierpiał. Cierpiętnik. Ewa jest dumna, ale więcej dzieci nie chce. Nie sypia już z mężem. Woli, żeby chodził do tej, co mieszka na rogu. Przynajmniej ma spokój i wie, że już więcej nie będzie rodzić. O środkach antykoncepcyjnych niby nie chce słyszeć, ale z rumieńcem na twarzy opowiada, że namawiała męża na prezerwatywę. 2 dni z nią nie rozmawiał. A ona nie ma na ginekologa. Nie pracuje. Zresztą gdyby teściowa zobaczyła w apteczce pigułki, to Ewa miałaby problemy.

Wpadka po wpadce

– Nie daję rady – dopiero od niedawna przyznaje Ania, lat 30, z Warszawy. – Póki byliśmy z mężem, jakoś wszystko szło, ale teraz mam już dość. Wyć mi się chce. Jestem na środkach antydepresyjnych.
Ania też ma czwórkę. Pierwsza córka to wpadka. Miała 16 lat. Po imprezie. Potem przyszły bliźniaki. Czwarte to też wpadka. Niezrozumiała, bo ze spiralą.
Najstarsza właśnie idzie do gimnazjum. Ania się martwi, bo dziewczynka podpala papierosy. Zaczęła farbować włosy. Kręci się też koło niej gość kilkanaście lat starszy. Kobieta czuje, że dzieje się coś złego.
Bliźniaki to dobre dzieciaki. Ale żywe. Zawsze coś zmalują. Nauczyciele wciąż wzywają ją do szkoły. Najmłodsza to sama słodycz. Blond cudo z loczkami. Ale chorowita. I uczulona na białko.
Męża miała dobrego. Kochali się naprawdę. Był dużo od niej starszy. Ale rok temu miał zawał. Potem wylew. Zawinął się w miesiąc.
Dzieci niby mają rentę po ojcu, ale był zarejestrowany na najniższą krajową, choć do ręki dostawał więcej, i teraz Ania dostaje prawie 700 zł. To starcza na mieszkanie na Targówku i czasem na prąd. Na wodę nie, bo nastolatka kąpie się 3 razy dziennie.
O czym marzy Ania? O ciszy i spokoju. I żeby mogła wysłać najstarszą na dodatkowy angielski. Żeby mogła stąd wyjechać. Z tego złodziejskiego kraju.

Kasa, skarbie, kasa…

Mając dwieście baniek w kieszeni, możemy myśleć o budowie niezłego domu albo o spłodzeniu potomka. Co jednak mają powiedzieć ci, którym rodzi się czwarte albo piąte?
Z danych Komisji Nadzoru Finansowego wynika, iż wychowanie dziecka do 18. roku życia kosztuje ok. 200 tys. zł, a dwójki dzieci do 24. roku (czyli do ukończenia studiów) – od 300 do 340 tys. zł.
Gdy zobaczymy na teście ciążowym zieloną kreskę, jesteśmy szczęśliwi. Bo tak trzeba. Tak jest po bożemu. Potem przychodzą wymioty, zgaga, zaparcia, bekanie i zero seksu.
Lawina wydatków rusza już na początku, tuż przed narodzinami dziecka. Pierwsza wyprawka dla niemowlaka kosztuje średnio 3,5 tys. zł. Na to składa się najtańsze łóżeczko za 200–300zł, wózek za ponad 1000 zł, przewijak za 100 zł, a do tego śpioszki, śliniaczki, ubrania, pieluchy, smoczki i zabawki. Oczywiście minimalistycznie, bo gdyby pojechać po bandzie, to wydamy ok. 7 tys. zł. Do 9. roku życia dziecka domowe wydatki rosną średnio o 25 proc. Gdy dzieciak ma od 10 do 15 lat, rosną o kolejne 30, a później o 40 proc.
Według badań Rzecznika Praw Dziecka rodziny z dziećmi (w ogóle z dziećmi) mają w Polsce przesrane. Ponad 60 procent rodzin zajmuje mieszkania o powierzchni od 21 mkw. Średnia to 40 mkw. Najczęściej posiadane sprzęty to: telefon komórkowy, pralka automatyczna, komputer, rower, podłączenie do internetu, samochód, odtwarzacz DVD, urządzenie do odbioru telewizji kablowej lub satelitarnej. To w rodzinach do dwójki dzieci. Ale i tam rodzice nie mogą kupić sobie tego, co by chcieli. Te wydatki, na które rodzina nie może sobie pozwolić, to: zmywarka, zestaw kina domowego, laptop, odtwarzacz blue-ray, telewizor LCD, PlayStation, skuter lub motor, biblioteka zawierająca więcej niż 50 książek.
Przeciętny łączny miesięczny dochód netto rodzin z dziećmi wynosi 2876 zł. W najlepszej sytuacji pod względem finansowym są rodziny z jednym dzieckiem – ich średni dochód to 2975 zł. Gospodarstwa z dwojgiem dzieci osiągają miesięcznie dochód w wysokości 2865 zł, natomiast z trojgiem dzieci – 2552 zł. W najtrudniejszej sytuacji materialnej są oczywiście rodziny z czworgiem i więcej dzieci. Tam zarabia się mniej, bo z reguły pracuje tylko jeden rodzic. Ich średnie miesięczne zasoby finansowe są najniższe – 2191 zł. Szczaw i mirabelki nie są zapewne obce ogromnej liczbie dzieci. Co piąta rodzina dysponuje dochodem do 1,6 tys. zł, a to nawet przy dwójce dzieciaków zwyczajna nędza. Dochód połowy badanych nie przekracza 3 tys. zł.
Jarosław Kaczyński, mówiąc w Radiu Maryja: Jeśli spojrzymy na statystyki dotyczące osób żyjących poniżej minimum egzystencji, udział rodzin wielodzietnych w tej grupie jest nieporównanie większy niż udział tych rodzin w społeczeństwie w ogóle, miał rację.
Co ósma rodzina z dziećmi znalazła się w sferze ubóstwa ustawowego – jej dochód w przeliczaniu na osobę stanowi podstawę do ubiegania się o świadczenia z pomocy społecznej. Czyli na osobę przypada mniej niż 351 zł miesięcznie.

W zdecydowanie najtrudniejszej sytuacji materialnej znajdują się rodziny z czwórką dzieci i więcej. Niemal dwie trzecie z nich lokuje się w sferze ubóstwa.

Co trzecie gospodarstwo spłaca raty za zakupy, 8,56 procent posiada zobowiązania finansowe wynikające z posługiwania się kartą kredytową, niemal tyle samo ma pożyczkę w zakładzie pracy. Co dziewiąte gospodarstwo posiada zobowiązania finansowe wobec krewnych.
Wydatki rodzin z jednym dzieckiem kształtowały się na poziomie 2426 zł, z dwójką dzieci – 2478 zł, z trójką – 2320 zł, a z czwórką i więcej – 2064 zł. Czyli im więcej dzieci, tym mniej pieniędzy.

Gęby do karmienia


Najpoważniejszy wydatek gospodarstw domowych to żywność. Oczywiście im więcej bachorów, tym wyższe wydatki na jedzenie. W rodzinach wielodzietnych rzadko jada się mięso. Podstawą są podroby. Wołowiny praktycznie nie kupuje się tam wcale. Wciąż bazę stanowią zapychacze typu placki, kluchy, mleko. Poważną pozycję w domowym budżecie stanowią również opłaty eksploatacyjne. Na czynsz przeznaczano miesięcznie średnio 340 zł, na energię cieplną lub opał 157 zł, na energię elektryczną 125 zł.
Im starsze dziecko, tym wyższą kwotę rodzice przeznaczają na jego utrzymanie, czyli wiadomo: małe dziecko – mały kłopot…
Pieniądze wydawane na dzieci najczęściej przeznaczane są na zakup produktów i rzeczy socjalno-bytowych (86proc.), przyborów szkolnych (38,06),zabawek (13,93),środków higieny (12,65),dodatkowe zajęcia (11,48),leczenie (10,16),dojazd do szkoły (7,17),rozrywki (7proc.). Dzieciom w rodzinach wielodzietnych nie kupuje się innych książek niż podręczniki. O PlayStation mogą jedynie pomarzyć.
Ograniczanie zaspokajania potrzeb dzieci stanowi dla rodziców ostateczność, nawet w rodzinach wielodzietnych. Rodzice w pierwszej kolejności organizują zaspokajanie własnych potrzeb, dopiero gdy nie mają innego wyjścia, ograniczają lub rezygnują z zaspokojenia niektórych potrzeb dziecka. Bo to, że jest dużo dzieci, niekoniecznie oznacza patologię. Tam, gdzie nie ma choroby alkoholowej, dzieci po prostu ubierane są w używańcach, bawią się zabawkami po kuzynach lub kolegach i nie wyjeżdżają na wycieczki szkolne ani na zielone szkoły. Nie chodzą też zwykle do kina ani do teatru. Ale też znacznie częściej uprawiają sport. Używane korki można kupić już za 7 zł. Mają też bujniejszą wyobraźnię. Na bal przebierańców mama z babcią będą całą noc szyły wspaniały strój ze starego prześcieradła czy koca, a nie kupią gotowego ubrania Batmana. Nastolatki z familii typu 2+4są bardziej przedsiębiorcze od rówieśników – nie wyciągają ręki po kieszonkowe – dają korepetycje, roznoszą ulotki, sterczą przez 10 godzin na promocjach w hipermarkecie.

Wielodzietna przyszłość narodu

Po 1989 r. dzietność w Polsce spadła z 2,1 do 1,2 dzieci na kobietę w wieku prokreacyjnym. Konsekwencje takiego stanu zaczną być odczuwalne w 2015 r., kiedy osoby należące do ostatniego wyżu demograficznego odejdą na emeryturę. Nie wiadomo, kto będzie wtedy pracował na utrzymanie państwa. Bo dzieci z rodzin wielodzietnych może nie wystarczyć. Dziś jedyną formą wsparcia, jaką otrzymują od rządu, jest ulga podatkowa na trzecie (1600zł) i kolejne dziecko – 2200 zł). Najbiedniejsi (z dochodem do 504 zł netto) mogą liczyć na zasiłek rodzinny, biedni pracujący plasujący się powyżej tego progu – już nie.
Anna Klaja, kierownik projektu „Rodzina się liczy” Fundacji Dzieło Nowego Tysiąclecia jako główne przyczyny spadku urodzeń podaje kwestie mieszkaniowe, brak stabilności finansowej,ryzyko związane ze zwiększeniem wydatków oraz obawy Polaków, czy będą w stanie zaspokoić potrzeby swoich pociech.
Konstanty Radziwiłł twierdzi, że zmiany w prawie podatkowym są niewystarczające: Dzisiaj to, czy ktoś ma rodzinę, czy jej nie ma, jest bez większego znaczenia. Rodziny oprócz tego, że wypracowują dużo pieniędzy, są także konsumentami, a przy każdej konsumpcji płaci się VAT. To ogromne pieniądze. Propozycją jest ryczałtowy zwrot tego podatku w przypadku określonych potrzeb rodziny.
Premier mógłby też wreszcie zauważyć, że wysiłek wszystkich rodziców, którzy zrezygnowali z pracy zawodowej, aby poświęcić się wychowaniu dzieci, jest równorzędny pracy na etacie i jako taki powinien być postrzegany przez nasz system emerytalny.
Na razie Ministerstwo Pracy dało dłuższy urlop macierzyński. Od początku obecnej kadencji Władysław Kosiniak-Kamysz mami też dzieciorobów wizją ogólnopolskiej Karty Dużych Rodzin. Nie chce jednak zapędzać się w obietnicach: Jest za wcześnie, by przedstawiać założenia programowe. Na razie promuje ją w samorządach, a także na szczeblu wojewódzkim.

Joanna Skibniewska
Weronika Cichocka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz