środa, 28 sierpnia 2013

Układ bez Gajosa (NIE Nr 21/2013, 2013-05-17, str. 6)


Kilka tysięcy ludzi pozbawiono pracy. Dlaczego? Bo dwóch panów miało kaprys i poleciało do prokuratora. A ten już wiedział, co robić…

Sąd Apelacyjny w Krakowie rozwiązał spółkę Kraków Business Park (KBP)w Zabierzowie. Bo mniejszościowi wspólnicy spółki złoszczą się, że są mniejszościowi. Czyli mniej mogą. Najlepiej więc rozwiązać interes. Mają w ręku prawie 10 tysięcy ludzi. Ich egzystencję.
Tymczasem nie ma żadnych podstaw, by rozwiązać spółkę, która pomimo wieloletniego szykanowania przez cały aparat państwowy (prokuratura, ABW, CBA, Straż Graniczna, Izba Celna, CBŚ, wszystkie oddziały urzędu skarbowego itp.) dobrze prosperuje, nie zalega z płatnościami, reguluje zobowiązania i zatrudnia tysiące ludzi. Firma, która miała paść kilka lat temu, wciąż świetnie sobie radzi. I to chyba boli najbardziej.

Biznes jak marzenie

O historii Kraków Business Park pisaliśmy. Przypomnijmy, co spotkało małopolskiego biznesmena.
Zaczęło się jak zwykle od marzeń. Adam Świech i jego ojciec robili biznes w USA. Ale wciąż myśleli, że powinni pracować na swoim w Polsce. Wpadli na pomysł wielkiego międzynarodowego przedsięwzięcia. Dla tysięcy pracowników.

Niedaleko Krakowa, na starym dzikim wysypisku śmieci, na 15 ha ziemi stanęło wspaniałe biznesowe miasteczko.

Budowali je przez 11 lat. Firma deweloperska. Rosły wielkie oszklone biurowce. Adam Świech wziął 78 mln euro kredytu. Dobrał jeszcze dwóch udziałowców, którzy dorzucili 1/3kasy, resztę dołożył sam. Już w 2008 r. wynajęto 33 tys. m kw. biur, 6 tysięcy ludzi znalazło tu pracę. Wyrosła własna stacja kolejowa Kraków Business Park, aby pracownicy mogli dojeżdżać do pracy.
I wtedy, w 2008 r. Świech usłyszał ultimatum od wspólników – Jana Domanusa i Andrew Kozlowskiego (25proc. udziałów w spółce): albo sprzedajesz interes kontrahentowi, którego ci przedstawimy, albo zrobimy wszystko, żebyś wylądował w więzieniu. Miał też podzielić się z nimi nieco inaczej niż wskazywałyby na to prawo i logika. Czyli nie 25 proc. ich udziałów, tylko znacznie więcej.
Świech w zasadzie zgodził się na sprzedaż. Ale – pomyślał – oszukać się nie da. I to był jego błąd. Domanus i Kozlowski dali mu czas do 30 czerwca do północy. Potem – prokurator. Aże wówczas Świech nie bał się prokuratora, bo uważał, że jest czysty, to trwał przy swoim. Miesiąc później krakowski prokurator Piotr Krupiński wszczął śledztwo (DsIV49/08)i zaraz potem wydał nakaz aresztowania Świecha i jego dwóch kontrahentów – DerekaL. i Mieczysława K. Przy aresztowaniu był uśmiechnięty pełnomocnik Domanusa i Kozlowskiego mec. Rutkowski, który nie tylko zwracał się po imieniu do prokuratora Krupińskiego, ale wydawał mu polecenia. Może fakt, że sam był jeszcze niedawno prokuratorem, ma tu pewne znaczenie?... Rutkowskiego interesował przede wszystkim jeden kwit – postanowienie o zajęciu udziałów Świecha. Kwit, który bez zwłoki otrzymał od Krupińskiego. Posiedzenie w sprawie aresztu trwało 5 minut i odbyło się o 2.00. Decyzję prokuratora… przyklepał asesor sędziowski Majcher. 5-stronicowe uzasadnienie odczytał po 5 minutach posiedzenia.

Zarzuty prokuratorskie: pranie brudnych pieniędzy, grupa przestępcza, działanie na szkodę spółki i wspólników.

I choć ci wspólnicy byli od początku istnienia firmy w jej zarządzie i osobiście podpisywali uchwały, o ich działaniach na szkodę spółki nikt nawet nie wspominał. Drobiazgiem zapewne jest fakt, że w aktach sprawy nie ma żadnych dowodów na potwierdzenie tez prokuratora Krupińskiego. Aresztowania dokonano w dniu, gdy miało się odbyć walne zebranie KBP, na którym Świech miał podać się do dymisji i przedstawić propozycję, kto ma zostać jego następcą. A to bardzo nie podobało się wspólnikom mniejszościowym.

 

Zaangażowany prokurator

Co dzieje się od tamtego czasu? Świech i dwaj kontrahenci oczywiście siedzą. A prokurator Krupiński prowadzi postępowanie. Tyle że dziwnie. Jak gdyby był stroną w sporze. Osobiście biegał do Urzędu Kontroli Skarbowej i Krajowego Rejestru Sądowego, żeby biznesmeni nie mogli prowadzić działalności. Sam pisał do Agencji Rynku Rolnego, aby nie przyznawała dopłat. Rzecznik prokuratury na łamach prasy określał podejrzanych jako groźnych międzynarodowych przestępców, członków mafii. Mówił o 50 mln euro wywiezionych za granicę. O 15 osobach podejrzanych o popełnienie 25 przestępstw, w tym 13 skarbowych. Zgromadzono 800 tomów akt, 160 tys. stron papieru. Rzekomych dowodów, mocnych i porażających – jak mówił krakowski prokurator – dodając już teraz, że wyprowadzano setki milionów za granicę, że pieniądze zamiast do firmy trafiały na prywatne konta zarządu.
Ale niektóre wątki przestały się kleić. Nigdzie nie było wystarczających dowodów na przekręty. Nie znaleziono żadnego świadka (poza wspólnikami Świecha), który potwierdziłby tezy prokuratury. Zatem Krupiński każdemu, kto nie chciał z nim współpracować, stawiał zarzuty. Kuriozalne. Przesłuchał wszystkich pracowników KBP, nawet sprzątaczki. Wielokrotnie wzywał pracowników przed swoje oblicze i przesłuchiwał ich godzinami. Byleby tylko powiedzieli cokolwiek na swojego pracodawcę. Przesłuchał też wszystkich znajomych Świecha, żonę, jej znajomych, szkolnych kumpli i nauczycieli ich dzieci. Same dzieci były przesłuchiwane wielokrotnie. Funkcjonariusze CBŚ wyciągali ich teatralnie z lekcji, prokurator zabrał im komputery, a gdy córka Świecha nagrała telefonem komórkowym Krupińskiego podczas czynności procesowych, zabrał jej komórkę jako dowód w sprawie.
Ryszard Świech to ojciec Adama. Starszy schorowany pan. Gdyby udało się przymknąć tatusia, Adam na pewno by pękł i przyznałby się do wszystkiego. Gdy o 6.00 przyjechali po ojca, akcja zakończyła się wezwaniem pogotowia i oddziałem reanimacyjnym w szpitalu. A tam przy szpitalnym łóżku prokurator postawił funkcjonariusza jak przy najgroźniejszym przestępcy. U ojca Świecha szukał wszystkiego. Nawet lewego oprogramowania komputerowego.
Prokurator powołał około 20 biegłych, na same opinie wydał kilkaset tysięcy złotych, wielokrotnie wyjeżdżał za granicę, aby przesłuchać świadków, przesłuchał ponad 1000 osób, w tym 9-letnie dziecko jednego z zatrzymanych.
Śledztwo zaczęło się rozpadać. Urząd Kontroli Skarbowej nie potwierdził zarzutów prokuratury. Nie znaleziono wskazanych przez prokuraturę uszczupleń podatkowych. Podobnie wypowiedziała się Izba Skarbowa. Prokurator Krupiński napuścił więc na te instytucje CBA. Gdy bank, który dał kredyt na budowę KBP, stwierdził, że wszystkie międzynarodowe transfery pieniężne firmy były kontrolowane i nie ma tam żadnych machlojek, natychmiast na wniosek prokuratora zaczęła się kontrola banku.

Adam Świech do dziś dostaje propozycje sprzedaży KBP na warunkach wspólników mniejszościowych. Sprzedaż firmy miał nadzorować… prokurator Krupiński.

Z wielkiej chmury mały deszcz


Ku zdziwieniu wszystkich KBP nadal działa. I daje pracę 6 tysiącom ludzi. Prokurator Piotr Krupiński wciąż przesłuchuje każdego nowego kontrahenta krakowskiej spółki. Co jakiś czas do KBP wpadają funkcjonariusze CBŚ i zabezpieczają dokumenty. Co kilka dni ktoś jest po raz kolejny przesłuchiwany. Adam Świech wciąż nie może pełnić funkcji prezesa, ma zajęty majątek. Zabezpieczono mu 34 mln zł. Na poczet przyszłych kar. Jakich?
Po 3 latach powstał akt oskarżenia. Zamiast 50 mln euro pozostało wyłudzenie przez prezesa rocznego wynagrodzenia w wysokości… 12 tys. zł brutto (1000zł miesięcznie). I wyłudzenie z Agencji Rynku Rolnego dopłaty, która się należała.
Świechowi niewiele można zrobić, najlepszą zabawą byłoby więc zlikwidowanie mu firmy. Tylko na jakiej podstawie? Sąd Okręgowy w Krakowie już stwierdził, że to wierutna bzdura, bo firma pomimo poważnych problemów funkcjonuje znakomicie. Nie zalega z podatkami, nikomu nie zawadza. Jedynie Domanusowi, Kozlowskiemu i prokuratorowi Krupińskiemu.
I gdy wydawać się mogło, że o likwidacji nie ma mowy, znalazł się sędzia, który opierając się na opinii stworzonej na polecenie prokuratora Krupińskiego do postępowania przygotowawczego (zresztą już trzeciej z kolei, bo poprzednie były nie po jego myśli), stwierdził, że konflikt między udziałowcami jest wystarczającym powodem do likwidacji spółki. Sędzia Andrzej Struzik, jąkając się, powiedział po wydaniu wyroku: Sąd Apelacyjny stoi na stanowisku, że w sytuacji konfliktu pomiędzy wspólnikami, który wpływa na realizację uprawnień wspólników w tejże spółce, może stanowić podstawę do rozwiązania tejże spółki. Oczywiście... yyyyy... ten konflikt, który istnieje pomiędzy wspólnikami, nie wpływa na bieżącą działalność... yyyyy... spółki, bo oczywiste jest, że większościowy wspólnik przegłosuje każdą uchwałę... yyyy... Powołał już likwidatora, który zarobi 20 tys. zł miesięcznie, a za każdy jego ruch zapłaci spółka. Straty są nieopisywalne. Tym bardziej że firma ma się dobrze i świetnie utrzymuje się na rynku. Zatrudnia prawie 10 tysięcy ludzi! 6 tysięcy to mieszkańcy Krakowa i okolic. Często całe rodziny. Każdy z prawem do zasiłku dla bezrobotnych. A to będzie kosztowało miasto co miesiąc prawie 4 mln zł. Pozostali to pracownicy międzynarodowych korporacji (Shell,UBS, HSBC), które uznały, że w Polsce można robić biznes. Już tak nie myślą. Zerwą kontrakty. Zwolnią ludzi.

Powstanie nowy film…


Miał być wielki przekręt. Międzynarodowy, na kilkadziesiąt czy kilkaset milionów euro.

Trzej ludzie stracili zdrowie w aresztach. Jednego trzymano w 42-osobowej celi z recydywistami. Innego umieszczono na najcięższym oddziale więziennym.

Jeszcze innego zgnojono tak, że próbował odebrać sobie życie. Zaszczuto im żony i dzieci. Teraz jedną decyzją ograbiono skarb państwa z wielu milionów wypłacanych na zasiłki, wyprodukowano kilka tysięcy bezrobotnych. Z całej tej historii powstanie jeszcze jeden film o układzie zamkniętym, a państwo wypłaci horrendalne odszkodowania za zniszczenie znakomicie prosperującej firmy. Rzesza nowych bezrobotnych stanie w kolejce po zasiłek. Może ktoś sięgnie po alkohol albo po stryczek…

askibniewska@redakcja.nie.com.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz