piątek, 27 grudnia 2013

Groszowi BANDYCI (Tygodnik NIE, Nr 40/2013)


Do więzień trafiają nie tylko przestępcy, ale też pechowcy. Chorzy, starzy, bezradni. Sędziowie wsadzają, ale nie myślą.

– Z liczbami trudno dyskutować – mówi Krzysztof Olkowicz, dyrektor Okręgowej Służby Więziennej zKoszalina. – Mamy 120 tysięcy osadzonych, z czego tylko 40 tysięcy to przestępcy, którzy powinni być izolowani. Reszta to ludzie, którzy często po prostu nie radzą sobie w życiu. Trafiają do więzienia za prowadzenie roweru po pijanemu, za nieodebranie wezwania do zapłaty, za niezapłacenie grzywny. A jak mają ją zapłacić, skoro zwykle nie mają nawet na bilet autobusowy, aby dojechać na pocztę czy do sądu?
Olkowicz zapewnia, że ogromna liczba osadzonych to ludzie biedni, starzy i bezradni.
– Prawo karne zastępuje dziś opiekę społeczną i socjalną – zapewnia. – Do nich powinien przyjść pracownik socjalny, a nie policjant.

Do więzienia w Koszalinie dzisiaj ma się zgłosić 1320 skazanych na karę 5 dni pozbawienia wolności. Za niezapłacenie mandatu, za jazdę bez biletu czy kradzież kotleta.

Sądu nie interesuje, że ci ludzie nie płacą, bo nie mają z czego. Albo że ukradli jedzenie, bo byli głodni.
Nikt nie robi statystyk, ile z tych osób próbuje popełnić w celi samobójstwo. A jest ich sporo. Nikt nie kontroluje, do jakich cel trafiają staruszkowie, którzy nie mieli na bilet kolejowy, by dojechać do lekarza. Ilu z nich jest gnębionych przez współwięźniów?
Ogromna większość skazanych na 5 dni to ludzie chorzy psychicznie. Nie sposób zdiagnozować takiego przez tak krótki czas. Bywa, że odstawienie leków powoduje opłakane skutki.
Nikt o tych ludzi się nie upomina. Są to zwykle osoby opuszczone.

Kara śmierci za sto złotych

Sąd Rejonowy w Radomiu tak bardzo przyłożył się do próby odzyskania 100 zł grzywny, że doprowadził do śmierci człowieka. Włodzimierz M. został skazany za handel podróbkami markowych towarów – dostał 700 zł grzywny. Rozłożono mu to na raty. Płacił po 100 zł. Spłacił prawie wszystko, ale ostatnia wpłata gdzieś zaginęła. Przyszli po niego policjanci, bo sędzia zamienił mu tę stówę na 5 dni odsiadki. Oczywiście zaocznie, bo inaczej Włodzimierz M. udowodniłby, że ratę wpłacił. Funkcjonariusze zatrzymali go przed domem i nie pozwolili zadzwonić do rodziny, aby przyniosła dowód wpłaty. M. cały czas mówił, że zapłacił wszystko. Nikt go nie słuchał. Tak go traktowano podczas przyjmowania do więzienia, że mężczyzna się powiesił. Dowód wpłaty znalazł się już po jego śmierci. Zaginął w sądzie. Sędzia nie ma sobie nic do zarzucenia.
Marian D. trafił do więzienia dla recydywistów o zaostrzonym rygorze, bo zarysował sąsiadowi samochód. Tak twierdzi sąsiad. Sąd skazał D. na 600 zł grzywny. Mężczyzna nie zapłacił, bo nie miał z czego. Miesięcznie dostaje 500 zł socjalnej renty. Sąd ukarał go więzieniem: 60 dni odsiadki. Marian D. jest ciężko chory. Ma raka. Gdy dostał wezwanie do stawienia się w więzieniu, był w trakcie chemioterapii. Odwołał się, ale sędzia nie miał czasu rozpatrzyć jego sprawy. Wadowickie więzienie odebrało mu szansę na powrót do zdrowia.

W Pile do mieszkania samotnej matki

wkroczyła policja, żeby odprowadzić ją do więzienia. 2 listopada bezrobotna Magdalena W. samotnie wychowująca 7-letniąMartynę i 4-letniego Miłosza miała stawić się w areszcie śledczym w Bydgoszczy, aby odbyć karę 15 dni więzienia. Rok wcześniej została ukarana przez straż miejską mandatem w wysokości 300 zł. Pies, którego była współwłaścicielką, wybiegł zza ogrodzenia i ugryzł kobietę. Na szczęście niegroźnie, ale mandat został wystawiony. Magdalena W. mandatu nie zapłaciła, bo nie miała z czego. Nie pracuje i korzysta z pomocy społecznej. To, co ma, nie wystarcza nawet na rachunki. Niebawem więc pojawił się u niej komornik. Nie miał z czego ściągnąć należności. Sprawa nie zakończyła się umorzeniem. Magdalena W. dowiedziała się, że ma się stawić w areszcie. W Sądzie Rejonowym w Pile przewodniczący wydziału karnego Jerzy Paliwoda wydał postanowienie o karze zastępczej – 15 dni aresztu, uznając, że zamiana grzywny na pracę społecznie użyteczną jest niecelowa. Posiedzenie było niejawne, bez udziału prokuratora i zainteresowanej. Ale – jak tłumaczy sędzia – wszystko odbyło zgodne z przepisami i sądową procedurą. Poza tym nie ma sobie nic do zarzucenia.
W Opolu Joanna W. została doprowadzona do aresztu, a jej malutkie dzieci trafiły do pogotowia opiekuńczego. Za 2 tys. zł grzywny. Funkcjonariusze przyszli do mieszkania kobiety ok. 22.00, bo o takiej porze prawdopodobieństwo zastania kogoś w domu jest zwykle większe. Policjanci nie wiedzieli, że osoba, którą mają zatrzymać, to matka samotnie wychowująca dwójkę dzieci. Ale szybko sobie z tym poradzili – oddali dzieci do pogotowia opiekuńczego. W piżamach. Gdy ruszyło ich sumienie, było już za późno. Dzień po interwencji zwrócili się do sądu, aby wypuścił kobietę na wolność. Sąd się nie zgodził. Dzieci pozostały w pogotowiu opiekuńczym, choć w każdej chwili mogła się nimi zająć babcia.

Więzienie za rzut jabłkiem

We wrześniu kary zastępcze do 30 dni więzienia odbywało ponad 900 osób, w tym 50 zostało skazanych na karę krótszą niż 5 dni.
15 dni za kradzież łososia, 15 dni za kradzież anteny radiowej, 15 dni za kradzież czterech butelek piwa, 2 dni za kradzież rury metalowej, 10 dni za kradzież paliwa na stacji benzynowej, 15 dni za kradzież skrzynek z winem, 20 dni za kradzież żelu do golenia.
Na 4 dni aresztu skazano osobę jadącą komunikacją miejską na gapę, 10 dni dostała kobieta jadąca pociągiem bez biletu. 5 dni w więzieniu za psa, który zerwał się z łańcucha i wybiegł na ulicę. 11 dni za picie w miejscu publicznym. Ciekawy był też wyrok dla 19-latka dostał 5 dni aresztu za prowadzenie roweru bez trzymania kierownicy.
Sędziowie nie lubią żartów. Zbójem okazał się chłopak, który jeździł na cudzym wózku inwalidzkim dla zabawy albo taki, który dostał 10 dni za rzucenie jabłkiem na straganie w człowieka, który wcześniej rzucił w niego mandarynką.
– Takie jest prawo – mówi sędzia Sławomir Przykucki, rzecznik Sądu Okręgowego wKoszalinie. – Można byłoby ewentualnie zwiększyć wachlarz kar zastępczych. Proszę bardzo, niech politycy o to zadbają.

Biurokracja aresztancka

Mamy około 70 tysięcy osób, które ukrywają się przed wymiarem sprawiedliwości. Do tego 50 tysięcy czeka w kolejce na odbycie kary.
– Nie ma miejsc dla prawdziwych przestępców, tymczasem w zakładach karnych są ludzie, którzy nigdy nie powinni się tu znaleźć – mówi Waldemar Osiowy, wychowawca z Zakładu Karnego w Koszalinie.

Przyjęcie skazanego nawet na 5 dni kosztuje. Niemało. Dużo więcej niż dług, za który tu trafił.

Taki gość kojarzy się przede wszystkim z dodatkowym pilnowaniem, żeby się nie powiesił albo żeby nie umarł. I z wypełnianiem papierków.
Część A akt osobowych skazanego na 10 dni zawiera: wyciąg z kartoteki skazanych, zgłoszenie zmiany ewidencji z aresztu śledczego, wyniki badań lekarskich, kartę identyfikacyjną, kartę ewidencji widzeń, protokół z rozmowy wstępnej, protokół z rozmowy końcowej, obliczenie kary dokonane przez wydział ewidencji, nakaz przyjęcia do odbycia kary, zawiadomienie o niezgłoszeniu się do odbycia kary, protokół zatrzymania, zawiadomienie o osadzeniu w zakładzie karnym skierowane do Wojskowej Komendy Uzupełnień i skierowane tam zawiadomienie o zwolnieniu…
Poza tym opowiadanie, że więźniowie mają jak u Pana Boga za piecem, ciepły posiłek, wyrko, książkę i telewizor, to fikcja. Jeździmy po więzieniach, zbierając materiał prasowy i bywa, że siedzimy wśród szczurów, pluskiew i karaluchów. I mamy świadomość, że udostępniono nam celę, w której jest lepiej niż normalnie… Stawka żywieniowa na dobę to 4,80 zł.
Ostatnia bomba (wiadro na odchody) w polskich więzieniach została zlikwidowana kilka lat temu, u progu XXI wieku!
W więzieniach jest 74,5 tys. miejsc według znacznie zmniejszonego metrażu na skazańca. Mniej więcej 3 razy mniej niż w krajach europejskich, a w niektórych wypadkach nawet 7 razy mniej. Osadzonych obecnie jest w nich o prawie 30 tysięcy więcej skazanych, niż nakazuje norma.
Więźniowie wychodzą na spacer. Jak można nazwać spacerniakiem wysoką blaszaną klatkę o wymiarach 6 na 8 kroków czy 4 na 11 kroków albo podobny mały pokoik na dachu budynku z wybitą dziurą w suficie, gdzie nie ma czym oddychać.
W więzieniach, niezgodnie z międzynarodowym prawem, wciąż istnieją cele dźwiękoszczelne, potocznie zwane dźwiękami. W więzieniu w Świdnicy nazywa to się celą dyscyplinującą. Po co jest wygłuszona? Żeby nie było słychać krzyków, gdy klawisze biją…

Polska mistrzem wsadzania

Resocjalizacja w polskim więziennictwie jest papierkową fikcją. Jednym z powodów jej praktycznego braku jest niedostatek odpowiedniej liczby profesjonalistów. Jeden wychowawca na oddział 140-osobowyna pewno nic nie zrobi. Ani jeden psycholog na cały więzienny pawilon – bywa, że ma do obsłużenia nawet 600 osób.
Rozmowa skazanego z wychowawcą to zwykle 1–3minuty potrzebne do wypisania kwitu dyscyplinarnego lub wniosku nagrodowego. Bywa, że na taką rozmowę czeka się kilka dni. Kilkunastominutowa rozmowa psychologa z osadzonym zdarza się, gdy ten podetnie sobie żyły. Średnio 10 minut zajmuje rozmowa z wychowawcą dyżurnym, który przyjmuje skazanego do zakładu karnego, gdy tworzy jego kartotekę. Za zbyt częste zawracanie głowy wychowawcy można dostać kwit dyscyplinarny. A to zakaz paczek i widzeń z bliskimi. Raz na pół roku więzień staje przed komisją penitencjarną; wychowawca szybko czyta dyrektorowi kilka zdań opinii, którą dyrektor hurtem zatwierdza dla kilkuset skazanych. Wychowawcy mają tyle biurokratycznej roboty, że często pracują po godzinach, aby temu podołać, zamiast resocjalizować osadzonych.
W aresztach i więzieniach system widzeń z osadzonymi wymusza na rodzinach i bliskich wielogodzinne stanie w kolejce zimą, na mrozie czy na deszczu, aż doczekają łaski wpuszczenia do sali widzeń. Rodzina czy bliscy nielubianego więźnia mogą czekać dłużej niż inni i nawet nie doczekać się widzenia danym dniu.

– Czy na pewno musimy być liderem światowym we wsadzaniu za kraty?
– pyta dyrektor Olkowicz.
Zapłacił on grzywnę za chorego na schizofrenię i ubezwłasnowolnionego mężczyznę, który trafił do więzienia w Koszalinie za kradzież batonika o wartości 0,99 zł.

1 komentarz: