niedziela, 29 grudnia 2013

Sądy kapturowe (NIE 50/2013, 2013)


Polska znów jest upominana przez Trybunał Praw Człowieka.
Bezpodstawne utajnianie akt i rozpraw jest naruszeniem wolności.

Znowu Polsce grozi kompromitacja. To, co dla polskich prokuratorów jest normą, dla Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu jest niezrozumiałym bezprawiem.
We wtorek trybunał przesłuchiwał polskich śledczych i przedstawicieli rządu w sprawie tajnych więzień CIA. I był zdumiony, że polski rząd i przedstawiciele prokuratury chcieli, aby rozprawa była tajna. Ze względu na bezpieczeństwo narodowe. Trybunał w Strasburgu powiedział jasno – tylko wyjątkowe sytuacje mogą spowodować utajnienie rozprawy i akt. Tutaj takie przesłanki nie zachodzą.
Ale w Polsce prokuratorzy i sędziowie uwielbiają utajniać swoją pracę.
Szczególnie wtedy, gdy jest ona nic niewarta.

Polskie śledztwo w sprawie więzień trwa od 2008 r. Na jego przewlekłość i nierzetelność – w tym utrudniony dostęp do akt sprawy – poskarżyli się do Strasburga Saudyjczyk Al-Nashiri i Palestyńczyk Abu-Zubaydah.
Reprezentujący prokuraturę Janusz Śliwa, zastępca krakowskiego prokuratora apelacyjnego, zaprezentował trybunałowi niejawny dokument o przebiegu śledztwa przygotowany na potrzeby rozprawy. Polski rząd nie chciał go przedłożyć trybunałowi normalną drogą; zasłaniał się jego tajnością. Ponieważ rozprawa przed trybunałem była jawna, dowody zgromadzone w sprawie nie zostały na niej ujawnione. Prokurator Śliwa przez pół godziny przekonywał, że toczące się od 5 lat śledztwo prowadzone jest… sprawnie. Gdzie na to dowody? W kancelarii tajnej.
W ogromnej liczbie spraw właśnie utajnienie dokumentów śledczych jest najlepszą bronią prokuratorów przed oskarżaniem ich o brak kompetencji czy o celowe manipulowanie śledztwami. O tym, że jest to praktyka bezprawna, Trybunał Praw Człowieka już raz się wypowiedział. Ale polski wymiar sprawiedliwości ma to gdzieś.

•••

W Siemianowicach Śląskich niedawno został ogłoszony wyrok w sprawie niedopełnienia obowiązków przez oficera ABW podczas zatrzymania Barbary Blidy. Grzegorz S. został skazany na pół roku w zawieszeniu, ale nie wiadomo za co, bo uzasadnienie wyroku utajniono. Postępowanie było niejawne, począwszy od postępowania przygotowawczego w sprawie oficera oraz w sprawie zatrzymania Blidy. Tam też prawie wszystkie dowody przeciwko Blidzie zostały utajnione. Po co? Żebyśmy się nie dowiedzieli, że w zgromadzonym materiale nie było żadnych dowodów jej winy. A dlaczego utajniono dokumenty z zatrzymania posłanki? Żeby nikt nie wiedział, że nie było żadnych przesłanek, aby ją zatrzymać, i że cały ten spektakl odbył się z naruszeniem prawa.
Były szef CBA Mariusz Kamiński usłyszał zarzuty nadużycia uprawnień, kierowania niezgodnymi z prawem czynnościami operacyjnymi dotyczącymi wręczenia korzyści majątkowej osobom powołującym się na wpływy w Ministerstwie Rolnictwa, wręczania korzyści majątkowej funkcjonariuszom publicznym oraz podrobienia dokumentów oraz wyłudzenia poświadczenia nieprawdy na podstawie tych dokumentów. Kamiński powołuje się na zarządzenie premiera, które miało pozwalać mu na takie akcje. Pokazać go nie chce, bo dokument jest… tajny.
Dlaczego zarówno Kamiński, jak i premier nie chcą odtajnić fundamentalnego dokumentu upoważniającego agencję do stosowania prowokacji? Czyżby zdawali sobie sprawę, że ów dokument jako niezgodny z konstytucją i utajniony z naruszeniem ustawy nie ma prawa bytu? A tak gdzieś coś jest, coś kogoś kryje, ale nikt tego nie może sprawdzić.

•••

Dętym procesem molestowania seksualnego w Samoobronie żyła cała Polska. Na ławie oskarżonych zasiadały duchy. Jeden martwy, drugi prawie martwy.
Jak wiadomo, Aneta Krawczyk była dyrektorką biura poselskiego posła Samoobrony Stanisława Łyżwińskiego, radną Sejmiku Województwa Łódzkiego i zasiadała w radzie nadzorczej oczyszczalni ścieków w Tomaszowie Mazowieckim. Zarabiała w pewnym okresie ok. 9 tys. zł na rękę. Gdy zaczęło dziać się jej gorzej, bo praca w sejmiku się skończyła, a Łyżwiński zarzucił jej podbieranie partyjnej kasy, postanowiła opowiedzieć o tych, którzy ją zatrudnili. O Łyżwińskim, który miał dać jej pracę w zamian za usługi seksualne. O tym, że szef szefów Andrzej Lepper zaczynał mu dorównywać rozpasaniem seksualnym. Poza zwykłym dawaniem dupy pojawiły się gwałt i nakłanianie do aborcji.
Krawczyk opowiadała o tym w mediach, a potem w łódzkiej prokuraturze. Podczas rozprawy mówiła dużo. O impotencji i brutalności szefów. Mówiła głównie o Lepperze, bo to jego nazwisko umieszczano na pierwszych stronach gazet. Dokładnie pamiętała daty zdarzeń nawet sprzed 5 lat. Opisywała jego zachowania seksualne, jak trzymała w ręku jego członek i jak jeden z przyjaciół szefa miał zakrzywioną końcówkę.
Może byłoby to i śmieszne, gdyby nie fakt, że Lepper miał alibi na każdy moment rzekomego gwałtu. Przedstawiał je przed sądem.
Staję przed obliczem sądu z podniesionym czołem, bowiem jestem niewinny – powiedział Lepper i krok po kroku udowadniał, że do żadnego z opisanych kontaktów dojść nie mogło. Miał niezbite dowody na to, że Krawczyk kłamie. Świadkowie potwierdzili te dowody. Każda z opisanych przez pokrzywdzoną dat została dokładnie zweryfikowana.
Dlaczego nikt się o tym nie dowiedział? Bo zarówno postępowanie przygotowawcze, jak i rozprawa przed sądem były utajnione. Wiadomo, po co. Jeślibyśmy opisali przewały prokuratora w postępowaniu przygotowawczym, zostalibyśmy ukarani za ujawnienie tajnych danych.

•••

Stary numer prokuratorów, którzy nie mogą znaleźć dowodów, a chcą zmiękczyć zatrzymanego w areszcie wydobywczym, to utajnienie części akt sprawy. Rzadko sędzia podczas rozprawy o areszt tymczasowy prosi o wgląd do dokumentów zgromadzonych w kancelarii tajnej. A prokurator zapewnia, że tam są dowody winy delikwenta, ale ze względu na dobro śledztwa nie można ich ujawnić. Podejrzany ląduje w areszcie i nie może zrozumieć, dlaczego go posadzono. Prokurator odmawia wglądu do akt, a podejrzany nawet nie wie, przed czym ma się bronić, bo nie ma pojęcia, jakie są dowody jego winy.
– Jest to naruszenie wszelkich praw z konstytucją włącznie – zapewnia profesor prawa, wykładowca uniwersytecki Kazimierz Pawelec.
Często dopiero przed sądem okazuje się, że dowody są funta kłaków niewarte. Ale zwykle człowiek jest już zniszczony, jego rodzina w rozsypce, on traci zdrowie i dobre imię. I nawet jeśli sąd go uniewinni, to i tak nikt mu tego czasu nie zwróci, a prokurator, miłośnik tajnych akt, prowadzi w najlepsze kolejne dochodzenie, w którym spokojnie utajnia akta ze względu na dobro śledztwa.
Znakomitym przykładem takiej prokuratorskiej roboty jest śledztwo przeciwko rafinerii Glimar z Gorlic prowadzone, a potem nadzorowane przez Marka Wełnę z Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie.
W 2004 r. prezes Witold Kuś i dziewięciu jego kontrahentów i współpracowników zostało zatrzymanych pod zarzutem prania brudnych pieniędzy i działalności na szkodę firmy. Areszty ciągnęły się latami – bez żadnych czynności procesowych. Oczywiście zatrzymani nie mieli możliwości się bronić, bo prokurator utajnił akta sprawy. Prośby wglądu do akt były za każdym razem odrzucane przez prokuraturę. A ludzie siedzieli…
W 2010 r. powstał akt oskarżenia oparty na opinii biegłego, który stwierdził, że oskarżeni działali na szkodę firmy. Dowody miały znajdować się w sześciuset tomach utajnionych akt.
Tymczasem sąd nie znalazł we wskazanych aktach żadnych dowodów winy, choć długo trwała procedura odtajnienia, a potem czytania po kolei każdego dokumentu.

Jakie dokumenty były w tomach niejawnych?
Puste kartki, nic nieznaczące faktury, wydruki z internetu bez związku ze sprawą itp.
Nic, po prostu nic.

Sąd powołał więc biegłego na świadka. Ten mówił, że sporządził opinię na podstawie materiału prokuratorskiego, a że większość była utajniona, to pisał to, co mu kazał prokurator. Nigdy nie miał dokumentów finansowych firmy.
Sąd powołał zatem nowych biegłych, którzy przebadali dokumentację finansową Glimaru. Wniosek – oskarżeni działali na korzyść firmy. Prokurator (już nie Wełna) sam wystąpił o uniewinnienie oskarżonych z braku dowodów winy. Po 8 latach postępowania! Po latach niesłusznych aresztowań. Bez możliwości obrony, bo akta utajniono. Rafineria Glimar splajtowała.

•••

Oficer Centralnego Biura Śledczego Stanisław Rakowski popełnił samobójstwo 3 sierpnia 2007 r. Powiesił się w łazience skromnego mieszkania na jednym z blokowisk Włocławka. Samobójstwo było wynikiem oskarżenia go o udział w korupcji.
Nigdy w trakcie postępowania przygotowawczego Rakowski nie zapoznał się z aktami sprawy. Prokurator utajnił. Proces od początku też był niejawny na wniosek prokuratora. Znalazł tam tajemnicę państwową. Sąd przez cały czas trwania procesu borykał się z materiałem dowodowym, który nie tylko nie wskazywał na winę oskarżonych (kilka osób, w tym Rakowski), ale wręcz jej zaprzeczał. Ci, którzy mieli brać i wręczać sobie łapówki, nigdy się nie znali.
Kobieta, która początkowo zeznała, że wręczyła policjantowi 250 tys. euro, nie rozpoznała Rakowskiego. Prokuratura zastosowała więc karkołomny zabieg: wprowadziła osobę, która zdaniem śledczych pośredniczyła między oskarżonymi a dającą. I dla jej bezpieczeństwa natychmiast te zeznania utajniła. Tożsamości tej osoby nigdy nie ustalono, a żaden dowód nie wskazywał na jej istnienie. Ale Rakowski tego nie wiedział, bo nie mógł zapoznać się z utajnionymi aktami. Nie mógł się bronić.
To, co najciekawsze, czyli uzasadnienie wyroku, również zostało utajnione. Na wniosek prokuratury, znów ze względu na tajemnicę państwową. A naprawdę dlatego, że był to wyrok dla niej niekorzystny.
Nie znamy akt śledztwa ani protokołów z procesu, wiemy jednak, czego sprawa dotyczyła. Nie ma w niej i nigdy nie było żadnych materiałów czy wątków, które można by uznać za tajemnicę państwową. Jedyną tajemnicą, którą zapewne chce chronić za wszelką cenę prokuratura, jest przyczyna, dla której przez tyle lat gnębiono człowieka. Przyczyna, która policjanta kosztowała życie.

•••

– Utajnić akta można w wyjątkowych, szczególnie uzasadnionych przypadkach – mówi prof. Pawelec. – Tymczasem prokuratury stosują tę procedurę nagminnie.
Wielokrotnie spotykał się z sytuacją, gdy jego klient nie miał możliwości się bronić, bo nie wiedział ani kto go oskarża, ani o co. Niejednokrotnie fragment utajnionych akt był podstawą do zastosowania aresztu tymczasowego.
Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu uznał nasze przepisy o dostępie do materiałów niejawnych za naruszające standardy przewidziane wart. 6 europejskiej konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności.

4 komentarze:

  1. Własnie obejrzałem Układ zamkniety. Dobre i na temat. Dziekuje pani za dobry text. Trzeba takie rzeczy nagłaśniać. Pani robi naprawde dobrą robotę...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki. Nie zamierzam przestać, choć bardzo starają się przymknąć mi usta :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie moge sie oderwać od Pani artykułów a przede wszystkim PODZIWIAM Pani ODWAGĘ pisania - przeżywam to na co dzień i chetnie dorzucę co nie co łacznie z karnym sciganiem samego A.Seremeta i jego zastępców (Jamrogowicz, Lipiński itd) - spokojnie moge iśc juz spać. Pozdrawiam - Lorenz

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam z tymi finansami to jest jakaś paranoja. Wie pani jakie będą koszty uzyskania przychodu 2014? Bo ja jeszcze nie wiem ale juz coś czuję, że państwo zrobi wszystko by nas uciemiężyć jeszcze bardziej.

    OdpowiedzUsuń